Dlaczego dzikie ryby i owoce morza są bardziej wartościowe niż hodowlane?

Mamy nadzieję, że udało nam się już rzeczowo uzasadnić, dlaczego ryby i owoce morza należą do najwartościowszych produktów spożywczych, które każda osoba pragnąca zdrowo się odżywiać powinna włączyć do swojej diety.

Oczywiście łatwiej powiedzieć niż zrobić – w naszym kraju wciąż trudny jest dostęp do świeżych ryb i owoców morza. W większości sklepów znajdziemy produkty rozmrażane (a czasem nawet kilkukrotnie zamrażane i rozmrażane), które z powodu mrożenia tracą wiele walorów smakowych i odżywczych. Nawet znalezienie miejsca ze świeżymi frutti di mare nie jest gwarancją sukcesu – pojawia się tu bowiem kolejna kwestia: czy są to okazy dzikie, czy pochodzące z hodowli. Dlaczego jest to tak istotne?

Siła natury

Zacznijmy od zdefiniowania, czym są i czym różnią się od siebie ryby i owoce morza dzikie oraz hodowlane.

Dzikie ryby, skorupiaki i mięczaki pochodzą z połowów przeprowadzanych na pełnym morzu, w naturalnym środowisku występowania danego gatunku. Ryby i owoce morza pochodzące z dzikich połowów całe życie spędzają na wolności i w naturalnym środowisku, same dla siebie zdobywając pokarm i walcząc o przeżycie w często niesprzyjających warunkach. Dzięki aktywnemu trybowi życia ich mięso jest bardziej jędrne, a z powodu urozmaiconej diety – bogatsze w składniki odżywcze. Ryby i owoce morza z dzikich łowisk są też z reguły większe i okazalsze niż ich hodowlane odpowiedniki – to sama natura, posługując się mechanizmami ewolucyjnymi, dba o to, aby do rozmiarów połowowych dorosły tylko najsilniejsze osobniki.

Nic dziwnego więc, że większość znawców uważa mięso dzikich ryb, skorupiaków i mięczaków za smaczniejsze. Aktywny i nieskrępowany tryb życia sprawia, że dzikie ryby i owoce morza to prawdziwy superfood o niezwykle pełnym i harmonijnym smaku.

Ryby hodowlane (podobnie jak hodowlane jadalne bezkręgowce) żyją natomiast w specjalnie do tego celu przystosowanych zbiornikach wodnych. W wypadku gatunków morskich hodowle te – ze względu na wygodę – prowadzone są w specjalnych, przybrzeżnych basenach lub nawet w klatkach (np. w przypadku azjatyckich hodowli krewetek). W Polsce większość ryb i owoców morza, jakie możemy kupić w sklepach (zwłaszcza w marketach i sklepach ogólnospożywczych) pochodzi właśnie z komercyjnych hodowli.

Jak wygląda życie hodowlanego łososia czy krewetki?

Już samo przebywanie w płytkim, przybrzeżnym basenie o niewielkich rozmiarach jest, w przypadku gatunków bytujących naturalnie w morskich głębinach i swobodnie pływających na duże odległości (jak np. tuńczyk czy łosoś), czynnikiem negatywnie wpływającym na dobrostan zwierząt.

Ponieważ hodowle nastawione są wyłącznie na zysk, regułą w nich jest także bardzo duże zagęszczenie osobników. Rodzą się one, żyją i umierają dosłownie jedne na drugich. Powoduje to ogromny stres, który negatywnie wpływa na jakość życia zwierzęcia – a tym samym także na jakość jego mięsa.

Kolejną kwestią jest ich dieta. Ryby, skorupiaki i mięczaki żyjące na wolności, zależnie od sposobu odżywiania właściwego dla danego gatunku, spożywają rośliny wodne i glony, polują na mniejszych mieszkańców mórz lub rozkładają martwą materię organiczną również pochodzącą ze środowiska oceanicznego.

Wszystkie wymienione powyżej źródła pożywienia są bogate w kwasy omega-3 lub pobudzają organizmy spożywających je ryb i bezkręgowców do syntezy własnych wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. Tymczasem ryby i bezkręgowce hodowane na farmach jedzą głównie soję i kukurydzę, które są prawie pozbawione kwasów omega-3. W diecie hodowlanych mięsożernych ryb i owoców morza (np. tuńczyków, krabów) nad mięsem innych ryb przeważają często niskiej jakości odpadki mięsne i mączka rybna, które również zawierają śladowe ilości kwasów omega-3.

Na skutek ubogiej, niezdrowej i często nieprzystosowanej do specyfiki danego gatunku diety mięso ryb, mięczaków i skorupiaków pochodzących z hodowli zawiera znacząco mniej cennych składników odżywczych, w tym przede wszystkim kwasów omega-3, ale także witamin i mikroelementów.

Osobnym problemem jest fakt podawania w niektórych hodowlach paszy zawierającej antybiotyki, hormony wzrostu i inne kontrowersyjne substancje. Nawet jeśli takie praktyki odbywają się pod nadzorem weterynarza, a stężenie potencjalnie szkodliwych związków w mięsie finalnie trafiającym na sklepową ladę nie przekracza dopuszczalnych norm, to trudno nazwać przygotowywane na ich bazie posiłki zdrowymi.

Wybierając ryby i owoce morza pochodzące z hodowli kupujemy nie tylko produkt gorszej jakości, ale pośrednio wspieramy też działania żerujące na krzywdzie zwierząt. Wkładając wysiłek w wyszukanie sklepów oferujących ryby i owoce morza z dzikich łowisk, możemy dołożyć swoją cegiełkę do walki o ich prawa i godny byt.

Etyka to jedno, a co z ekologią?

To że jakość mięsa i jego wartości odżywcze są zdecydowanie wyższe w przypadku osobników dzikich nie ulega wątpliwości. Tylko czy połowy nie są jednym z najważniejszych zagrożeń ekosystemów morskich i oceanicznych?

Dzikie ryby i owoce morza są jednak dobrem odnawialnym. Mądre zarządzanie zasobami mórz i oceanów – którego częścią jest odpowiedzialna polityka połowowa – umożliwia korzystanie ze skarbca mórz bez naruszania delikatnej równowagi środowiska naturalnego.

Odpowiedzialne firmy, takie jak nasza, współpracują tylko z rybakami przestrzegającymi rozmiarów minimalnych, okresów ochronnych oraz zasad zrównoważonego połowu. Nie sprzedają gatunków zagrożonych ani poławianych destrukcyjną dla dna morskiego techniką trałowania dennego.

Warto wiedzieć, że hodowle ryb i owoców morza mogą być większym zagrożeniem dla środowiska naturalnego niż połowy. Intensywna hodowla morskich organizmów oznacza m.in. przemysłowe połowy paszowe, zanieczyszczenie wód oceanu pestycydami, hormonami i odchodami, czy zakwity sinic, dla których odpady z hodowli stanowią doskonałą pożywkę.

Wybór dzikiej ryby, skorupiaka czy mięczaka na obiad jest więc również wyborem proekologicznym – o ile zwierzę pochodzi ze zrównoważonych połowów.

Kwestia toksyn

Pokutuje opinia, że dzikie ryby są bardziej narażone na skażenie niż te hodowlane. Chociaż kilka lat temu badacze alarmowali, że dzikie organizmy morskie ze względu na postępujące zanieczyszczenie środowiska naturalnego mogą zawierać metale ciężkie, dioksyny i mikrocząsteczki plastiku, najnowsze badania wykazały, że w rzeczywistości to ryby i owoce morza pochodzące z hodowli zawierają więcej toksyn.

Przyczyną tego stanu rzeczy jest najprawdopodobniej ich uboga dieta (przemysłowe pasze rybne mogą ulegać skażeniu m.in. pestycydami w procesie produkcji) i życie w najsilniej skażonych wodach przybrzeżnych.

Według najnowszych zaleceń dietetyków, najbezpieczniejszym wyborem pod względem potencjalnego skażenia substancjami toksycznymi z zanieczyszczeń przemysłowych są dzikie ryby i owoce morza, pochodzące ze zrównoważonych połowów w czystych wodach pełnomorskich.